niedziela, 3 sierpnia 2014

Lody Earl Grey

Mając jakieś 6 lat zrobiłam swoim Dziadkom lody. Roztrzepałam widelcem białko, dodałam łyżkę cukru i wsadziłam do zamrażarki. Biedaki, zjedli wszystko i jeszcze cieszyli się, że sama je zrobiłam. To kolejny dowód na to, że bardzo mnie kochali. Pamiętam też, że sama często zajadałam się lodami w kształcie pandy, oblane czekoladą lub czymś co miało czekoladę przypominać. Potem były cytrynowe rożki z Korala. No i moje ukochane Lulki jabłkowo-mandarynkowe! I ta cena! 40 groszy - można było jeść je kilka razy dziennie, a i żółtaki miały wzięcie, potrafiłam wygrzebać je nawet spod ziemi. Dziś ze względu na znacznie wolniejszy niż w dzieciństwie metabolizm, nie pochłaniam lodów codziennie. Przyczynia się do tego także ilość składników, które widnieją na lodowych etykietach. Kiedy mam ochotę na zimny smakołyk, najpierw czytam z czego jest zrobiony, a po chwili już mi się go w sumie odechciewa. Nie przemawia do mnie ładne opakowanie, reklama, która powoduje ślinotok czy 2 litry za 5 zł. A już absolutnie nie rozumiem, dlaczego nie można dodać zwykłego cukru do masy lodowej - ten wszędobylski syrop glukozowo-fruktozowy...grrrrrr! I dlatego zaczęliśmy kręcić swoje lody, smaki podpatrzone w ukochanym Limoni (róg Puławskiej i Dąbrowskiego, Warszawa) czy te, które po prostu przyjdą nam do głowy. Mamy ich mnóstwo, niestety lodówka (jeszcze) za mała.






Jako pierwsze lody herbaciane. Jak herbata, to tylko Earl Grey.
Na formę wielkości keksówki poszło:

4 torebki /1 łyżka herbaty
500 ml kremówki 30%
4 żółtka
1/3 szklanki cukru

Podgrzewamy śmietankę, tak by była prawie wrząca. Wsypujemy liście herbaty (opróżniamy torebki) i zaparzamy ją pod przykryciem przez 10-15 minut.
Żółtka ubijamy z cukrem na biały puch.
Po zaparzeniu dodajemy do garnka kogel-mogel i podgrzewamy wszystko nieustannie mieszając, ale tak, by nie doprowadzić do wrzenia. Tuż przed (wiem, wiem, jak określić kiedy jest tuż? po prstu obserwuj bąbelki) wyłączyć.
Jeśli tak jak my, nie masz maszyny do lodów, zmiksuj wszystko na najwyższych obrotach jeszcze przez jakieś 4 minuty. Uważaj, żeby się nie poparzyć. Masa powinna ochłodzić się do takiej temperatury, że będzie bezpieczna dla naszej zamrażarki. Wlewamy lody do naczynia i wstawiamy do zamrażarki. Żeby uniknąć kryształków lodu, co 40 minut wyciągaj lody i miksuj je przez 1 minutę i znów wstaw. I tak jakieś 7-8 razy. Oczywiście nic się nie stanie, jak zrobisz to niedokładnie. Będą one mniej puszyste, ale w smaku wcale nie gorsze :)
Oczywiście pamiętaj, że domowe lody nie zawierają "ulepszaczy", dzięki którym tuż po wyjęciu można je nakładać.

Łatwe, co?:)




2 komentarze:

  1. Bardzo ciekawy wpis. :)))

    Pozdrawiam

    nutkaciszy.blogspot.com
    truskawkowa-fiesta.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Ależ muszą być pyszne ! Już wyobrażam sobie ten obłędny aromat i smak ! :)

    OdpowiedzUsuń